Dzika Polska – Beskidy Rowerem

Dzika Polska – Beskidy Rowerem

Wyprawa rowerowa z Ustronia do Mucznego
6 - 14 czerwca 2020

Opis wyprawy

Kolejne rowerowe marzenie spełnione!

W ubiegłym tygodniu, razem z Patrykiem Grabskim,​ przejechaliśmy górską trasę Ustroń – Muczne, przez całe polskie Beskidy. Za nami 639 kilometrów w 9 dni. W sumie na szlakach Beskidu Śląskiego, Żywieckiego, Podhala, Spiszu, Pienin, Beskidu Sądeckiego, Niskiego i Bieszczad wyszło nam ponad 12 tys. metrów przewyższenia, a łączny czas jazdy to 45 godzin. Trasa była bardzo zróżnicowana. Były trudne technicznie odcinki poprowadzone szlakami pieszymi, wąskimi ścieżkami, strome i kamieniste (głównie na początku trasy w Beskidzie Śląskim i Żywieckim). Były też przyjemne, łagodne i długie zjazdy i podjazdy twardymi drogami leśnymi… (Beskid Niski i Bieszczady). Wpadło też kilka wyższych beskidzkich szczytów i przełęczy… To była świetna, choć wymagająca przygoda i jeszcze bardziej rozbudziła mój apetyt na mtb. Rewelacyjnie było zobaczyć całe Beskidy z rowerowej perspektywy za jednym razem!

Trafiliśmy na dość burzowo-deszczową pogodę, ale cóż… Przez większość trasy jechaliśmy trackiem Carpatia Divide 2019, choć nie wyjeżdżaliśmy poza granicę Polski (zamknięta granica ze Słowacją). Ze względu na mnóstwo błota na leśnych drogach zniszczonych przez ciężki sprzęt zrywkowy (jadąc przez całe Beskidy zobaczyliśmy ogromną, koszmarną skalę tych zniszczeń…), zmodyfikowaliśmy kilka fragmentów pierwotnie planowanej trasy. To właśnie błoto, czasem po osie, było największym utrudnieniem na trasie. Drugim (albo równorzędnym) było moje nieprzygotowanie. Śmiało mogę powiedzieć: wielki szacunek dla wszystkich finiszerów Carpatia Divide. Ja w takiej formie, jak jechałem teraz, nie dałbym rady ukończyć wyścigu o czasie. Lub byłby to dla mnie czysty masochizm. A nie o to chodzi. Wniosek – muszę bardziej popracować nad rowerową kondycją.

Trochę o sprzęcie. Mieliśmy małe plecaki, minimum ekwipunku i ciuchów, jeden zestaw serwisowy. Na całej trasie zdarzyła się tylko jedna przebita dętka, więc nie było źle. Jechałem na rowerze Marin Pine Mountain 1, który na tej wyprawie sprawdził się bardzo dobrze (mimo swojej stalowej wagi), choć muszę się przyczepić do jednej rzeczy. Na największym blacie łańcuch prowadzony był jakieś 5mm od opony. Przylepiona do niej beskidzka glina, w sekundę paprała sobą łańcuch i cały napęd… Trzeba było to dość często czyścić, co było mocno irytujące i czasochłonne.

Dzienne etapy i noclegi na trasie zaplanowaliśmy sobie wcześniej. Każdego dnia udało się dojechać na umówiony nocleg, choć na początku było to grubo po 22.00. Wielkie podziękowania dla panów z PTSM w Rycerce i Zawoi za cierpliwość i wyrozumiałość. Jedzenie kupowaliśmy na trasie i staraliśmy się jeść w opór, biorąc pod uwagę wysiłek. Przed startem ważyłem 105 kg, a po powrocie tyle samo. A liczyłem na spadek wagi podczas wyjazdu… Ciekawe. Najlepszy posiłek na trasie – „U Zosi” w Zdyni w Beskidzie Niskim. Odkryłem to miejsce kilka lat temu, gdy szedłem Głównym Szlakiem Beskidzkim. Polecam gorąco! Tym razem trafiliśmy tam na obiad akurat, gdy zaczynała się nawałnica, więc dobrze było ją przeczekać na tarasie pod dachem, przy przepysznym domowym obiedzie i dobrym piwie, a potem ruszyć w dalszą drogę na sucho

Najbardziej z całej wyprawy podobał mi się przejazd przez Beskid Niski, a potem Bieszczady. Mam do tego regionu ogromny sentyment. Dziko, pusto, bardzo widokowo… Po prostu inny świat i wciąż królestwo karpackiej przyrody… Mega spodobały mi się tamtejsze utwardzone leśne drogi, stosunkowo nieduże podjazdy, malownicze doliny i zabytkowe drewniane cerkwie na trasie… Także wkrótce rowerowa wycieczka przez Beskid Niski pojawi się na OFFTRAVEL​ w ramach #DzikaPolska. Bez obaw będzie „lajtowa” i bardzo klimatyczna…

Więcej zdjęć możecie zobaczyć w galerii na stronie jakubczajkowski.com

Jakub Czajkowski